Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Krüger-bej, mimo podeszłego wieku i wysokiej godności, podskoczył z uciechy i zawołał:
Alhamdulillah! Allahowi niech będą dzięki, że natchnął cię tak cennym pomysłem i tak niezrównaną chytrością, którą pan obmyślił! Jesteś pan drogim chłopem! Dla pana moja przyjaźń. Na niej możesz pan polec od czasu do czasu.
Mówiąc to, potrząsał mi rękę serdecznie.
— A więc nie gani mnie pan za to, że wziąłem szeika do niewoli?
— Ani teraz, ani nigdy!
— A więc proszę, każ ich pan tutaj przyprowadzić. Musimy wybadać szeika w sprawie krwawego odwetu. Poza tem mam z nim osobiste porachunki.
— Jakiemu rodzajowi odpowiadają te porachunki?
— Wymyślał mi wielokrotnie od psów, zagroziłem mu przeto karą. Sprawię mu srogie cięgi.
— Cięgi? Czy nie wie pan, że swobodny Beduin obmywa cięgi wyłącznie krwią, i że zionie najstraszliwszą zemstą na śmierć, oraz na życie?
— Wiem bardzo dobrze. Wiem wszystko, co pan zechce mi powiedzieć. Nietylko za „psa“ winien odpokutować, lecz przedewszystkiem za złość i djabelskie okrucieństwo, z jakiem się znęcał nad bezbronną kobietą i biednem ślepem dzieckiem. Nie obchodzi mnie zemsta krwi. Nie jestem sędzią, powołanym do karania za zabójstwo starca, lecz widziałem ślepe dziecko przy głowie matki, głowie, która sterczała z ziemi, boleśnie wzywając o ratunek. Widziałem sępy zlatujące się ze-