Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Sallam aaleïkum! — zawołał szeik. — Allah niech przedłuży dni twojego żywota i niech obdarzy cię wszystkiemi rozkoszami raju!
Sallam aaleïkum! Allah niech przedłuży dni twojego żywota i niech obdarzy cię wszystkiemi rozkoszami raju! — powtórzyli Ayuni.
Aaleïk es Sallam! — odpowiedział krótko Krüger-bej. — Skądżeście się tutaj wzięli?
— Zmuszono nas, — odpowiedział szeik — ponieważ ukaraliśmy kobietę z plemienia Uled Ayarów, którym przysięgliśmy krwawą zemstę.
— Kto was zmusił?
— Ci trzej mężowie, którzy siedzą przy tobie.
— Ale was było czternastu? Jakże możecie się do tego przyznać, nie oblewając się po pięty rumieńcem wstydu?
— Nie mamy się czego wstydzić, gdyż mężowie ci są w sojuszu z szeitanem, który darował im takie strzelby, jakim nie podoła stu wojowników.
— O, bynajmniej! Nie są w sojuszu z djabłem, tylko boją się Boga. Są to odważni ludzie, którzy w niejednej walce odnieśli zwycięstwo, i którzy nie znają trwogi.
— Powiedzieli, kim są, — my wiemy!
— Więc kim?
— Jeden jest Nemzi, drugi Inglezi, a trzeci Amierikani. Wszyscy trzej są niewiernymi, którzy będą się smażyć w piekle. Czego szukają w naszym kraju? Kto im dał prawo wtrącać się do naszych spraw? Te psy zmusiły — —