Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

dością, gdyż umożliwi im spłacenie haraczu i naprawienie poniesionej szkody.
— Mówisz, jak niemowlę, jeszcze nienarodzone! Skąd weźmiemy czternaście set wielbłądzic?
— Czyż każde zwierzę nie ma ceny, za którą można je nabyć? Czy każda wielbłądzica nie posiada znanej ceny?
— Mamy dać pieniądze? Tyle gotówki niema w całym kraju! My nie płacimy, tylko zamieniamy. Ale ty o tem nie wiesz, gdyż jesteś obcym, — giaurem jesteś.
— Giaur? — Znowu obraza! Doliczam ją do poprzednich i podnoszę wymiar kary, która cię rychło spotka. — Czyż mówiłem, abyście płacili gotówką? Skoro istnieje u was tylko handel zamienny, to nikt nie może wam zabronić, abyście czem innem wypłacili cenę czternastu set wielbłądzic. Wszak znacie wartość wielbłąda, barana, owcy, konia lub kozy, możecie więc łatwo obliczyć iloma końmi, owcami, baranami, lub kozami można zastąpić wyznaczoną ilość wielbłądzic. — Dodam jednak, że to jeszcze niewszystko.
— Więcej żądasz? — zawołał.
— Tak. Znasz komentarze do Koranu Samakszali’ego i Beidhawi’ego?
— Nie.
— Ja zaś znam dobrze. Widzisz więc, że ja, którego przezwałeś giaurem, znam dokładniej od was naukę, przykazania i prawa islamu, — od was, którzy się chełpicie, że jesteście wierzącymi i uczonymi w piśmie, czcicielami proroka. Dwaj wymienieni komentatorzy, a