Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszorzędna broń była w rękach wrogów. Przywódca, szubrawiec o małpiej twarzy, przywłaszczył ją sobie. Nie ulegało wątpliwości, iż napastnicy są Uled Ayarami.
Emery pokładał nadzieję w Winnetou.
Tak, i ja polegałem na Apaczu, lecz nie znał arabskiego, a więc niewiele mógł zdziałać. Nie było człowieka, z którym mógłby się porozumieć, mimo to nie dawałem za wygraną. Emery miał słuszność — chwilowo nic nie groziło naszemu życiu. Dowodem było to, że żaden z Arabów nie użył broni. To nam wróciło spokój. Poza tem wszak mieliśmy kilka dobrych atutów: Elatheh, którą uratowaliśmy, oraz wziętych do niewoli Ujed Ayunów, których zamierzaliśmy wydać wrogom — Ayarom.
Gorzej było z tem, że nas rozłączono, — ja znajdowałem się na przodzie, dowódca w środku, a Emery na końcu oddziału. Wskutek tego nie mogliśmy się ze sobą porozumiewać. Spoglądałem pilnie na wschód, gdzie jechało nasze wojsko. Aczkolwiek znajdowaliśmy się na gładkiej równinie, nic nie dostrzegłem.
Wojsko zatrzymało się zapewne, aby nas odszukać. Wiedziałem aż zbyt dobrze, iż, niestety, przewodnik dołoży wszelkich starań, żeby otumanić naszych i sprowadzić na manowce. — —
Rozciągał się przed nami step, skąpo zarośnięty trawą. Skręciliśmy na wschód i puścili konie w galop. Z początku trzymaliśmy się południowo-zachodniego kierunku, następnie zaś ruszyliśmy wprost na wschód. By-