Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

tona. Zasępiłem twarz wyrazem zakłopotania. Po chwili rozjaśniłem oblicze i rzekłem:
— To obliczenie byłoby istotnie dobre, gdyby nasi żołnierze zechcieli wjechać do wąwozu.
— Wjadą — może pan na mnie polegać! Pomyśleliśmy już o tem. Przewodnik, którego obdarzyliście tak wielkim zaufaniem, jest ze mną w zmowie. Przyprowadził was nad wodę. Rozmawiałem z nim wczoraj wieczorem wpobliżu obozu i z mojego polecenia pozbawił wojsko wodza. On też zaprowadzi wasze oddziały do wąwozu.
— Do licha! Jest pan przecież oficerem i powinieneś trzymać z Krüger-bejem!
— Brednie! Zbyt długo giąłem się przed nim i ubiegałem o jego łaskę — teraz jednak mam inne, poważniejsze zadanie i zgoła inne widoki. Wracam do Stanów Zjednoczonych i nie pominę sposobności, aby zabrać ze sobą tęgo wypełnioną kiesę. Umyślnie dałem się okrążyć. Z całym namysłem prowadziłem moich żołnierzy do szeika Uled Ayarów. Przez wysłańca zwabiłem Krüger-beja i jego trzy szwadrony. Żołnierze należą do szeika — niech ich sobie basza wykupi. Krüger-bej należy do mnie i zapłaci za wolność pokaźną kwotę. Ten zaś Anglik oraz Amerykanin, znajdujący się przy waszem wojsku, również nie poskąpią dobrego okupu. Ale w pańskiej osobie przypadek przyniósł mi najcenniejszy połów. Nie myśl, że przyjmę od pana pieniądze, — o nie! Musisz umrzeć i jak umrzeć! Wszystko, coś wyrządził złego mnie i memu bratu, skrupi się