Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

teraz na tobie. A czy wie pan, dlaczego opowiadam to z taką szczerością?
— Nie. Nie mogę pojąć pańskiej wylewności
— Mówię to wszystko, aby dowieść, że nie wątpię o powodzeniu. Niemasz ratunku dla pana.
— Tem mniej zaś dla tego Anglika, Amerykanina i Krüger-beja.
— Dlaczego?
— Z chwilą, gdy dostaniesz za nich gotówkę lub weksle, zabijesz ich, lub każesz zabić, aby nie mogli ujawnić twej zdrady.
— Patrzcie go, jak naraz zmądrzał! — szydził ze mnie. — Jak ja sobie z nimi pocznę, to pana nie powinno obchodzić. — to rzecz ich i moja. Opłacą tylko koszta mego powrotu do Ameryki. Tam znajdę masę pieniędzy — o tem już pomyślano.
— Zapewne w spadku? — wyrwało mi się napoły bezwiednie, napoły świadomie.
Roześmiał się wesoło, nie podejrzewając, że wiem o wszystkiem.
— Tak, w spadku, szanowny sir! No, na teraz dosyć szczerości. Dowódca niech zostanie przy szeiku. Pan oraz Englishman pozwolą do mego namiotu, gdzie was będę strzegł tak pewnie, tak troskliwie, że uczujecie podziw dla krzepkości moich rzemieni i sznurów. Tylko jeszcze słówko szeikowi! — mówiąc to, zwrócił się do starca: — Krüger-bej chwilowo należy do ciebie. Strzeż go odpowiednio! Tych dwóch zabieram ze sobą — są moją własnością, tak samo jak Pan Za-