Biedna kobieta trwała wciąż w omdleniu. Była okryta jedynie szatą w rodzaju koszuli, noszoną przez biedne Beduinki. Twarz jej nieco się ożywiła. Można było zauważyć, że liczy nie o wiele więcej, niż lat dwadzieścia. Puls bił, aczkolwiek bardzo słabo.
Żyło również dziecko. Zdjąłem z siodła manierkę z wodą i wsączyłem maleństwu do ust nieco płynu ożywczego. Niebawem otworzyło oczy, ale jakie! Gałki były powleczone jakgdyby szarą skórką — gałki ślepego dziecka. Dałem znów wody. Piło i piło chciwie, poczem zawarło powieki. Było tak wycieńczone, że zmożył je natychmiast sen.
Sępy ponownie poczęły się zlatywać. Nie ważąc się podejść do mnie, usiadły na trupie i szarpały gnaty. Widok był wyjątkowy wstrętny. Wycelowałem ze sztućca i zastrzeliłem pare drapieżników, zarazem odpędzając wrzeszczącą gromadę.
Wystrzały obudziły kobietę. Otworzyła oczy, podniosła się wpół i przedewszystkiem wzrokiem poszukała dziecka. Wyciągnęła ramiona i przycisnęła maleństwo do siebie, wołając:
Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.
I
ULED AYUNI