naoścież drzwi i znikła w pokoju, mówiąc głośno, abym usłyszał:
— Oto, Ma’am, karta bardzo, bardzo szlachetnego sira, Wonderful fine! O wiele inteligentniejszy, niż ten, który był poprzednio.
Wpuściła mnie do pokoju i zamknęła drzwi. Miałem przed sobą starszą damę, o łagodnym wyrazie twarzy. Powitała mnie przyjaznem spojrzeniem.
— Przepraszam panią. Przeczytałem, że jest tu mieszkanie do odnajęcia.
— Tak — odrzekła, patrząc naprzemian to na mnie, to na kartę wizytową. — Zdaje się, że jest pan Niemcem.
— Istotnie.
— To mnie bardzo cieszy. Jestem rodaczką pana. Proszę bardzo, niech pan siada! Mieszkanie składa się z czterech pokojów. Czy to nie za wiele dla pana?
Powiedziała to po niemiecku. Spojrzałem na jej dobrą, uczciwą twarz i przykro mi się zrobiło, że ją oszukuję. — Jaka szkoda, Niemiec a jednak łgarz! — nie chciałem, aby tak o mnie myślała, czy mówiła. Dlatego odpowiedziałem:
— Stanowczo. Nawet jeden pokój — i to za wiele dla mnie. Nie przychodzę w sprawie najmu mieszkania, madame.
— Nie — zapytała ździwiona. — A wszak pan mówił — —
— To była tylko wymówka! Ale ponieważ jest pani moją rodaczką i ponieważ ujęła mnie swojem
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.