Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie rozmawiała pani jeszcze z tą damą?
— Jeszcze nie.
— Może to jednak łatwo się zdarzyć w najbliższej przyszłości. Proszę panią bardzo, niech pani zatai cel mego przybycia! Niech pani wogóle o mnie nie wspomina i niech pani łaskawie poleci swej mulatce aby nie wygadała się przed Indjankami o aferze Smalla Huntera.
— Ona o niczem nie wie, ani też się dowie. A zatem, zamierza pan tę damę odwiedzić?
— Stanowczo!
Podziękowałem gospodyni za dobre przyjęcie i pożegnałem. Wszedłem o piętro wyżej i zadzwoniłam. Otworzyła młoda dziewczyna, niezawodnie Indjanka. Wpuściła mnie do bardzo pięknie urządzonego pokoju. Po chwili portjera odsunęła się, i oto miałem przed sobą — — Judytę Silberstein, którą po raz ostatni widziałem jako narzeczoną wodza Yuma. Od tego czasu rozwinęła się przepysznie — była piękniejsza, wyższa i bardziej kobieca. Pierwsze spojrzenie pouczyło mnie, że nie zaniedbała wrodzonego talentu i wyrobiła się na kokietkę w pełnem tego słowa znaczeniu. Nawet teraz, w domu u siebie, nie spodziewając się wizyty, na szyi i obnażonych ramionach nosiła brylanty. — Poznała mnie natychmiast. Tonem napoły radosnym, napoły zakłopotanym, zawołała po hiszpańsku:
— Pan, sennor — sennor — —! Co za radosne oszołomienie! Jakże pragnęłam pana zobaczyć! Proszę, niech pan wejdzie do buduaru! Niech pan usiądzie