Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oczywiście, korzystałam z wolności pełnemi garściami. Nauczyłam się grać i mogę sobie folgować, nie pytając nikogo o pozwolenie. Wygrywam prawie zawsze, a co się tyczy miłości, to mam nowego konkurenta, który tak jest oczarowany, że pragnie mnie czem prędzej poślubić.
— Również oficer?
— Nie, młody, bardzo piękny i wykształcony caballero, który objechał cały świat, zna szczególnie dobrze Wschód i, co najważniejsze, odziedziczył niedawno kilka miljonów.
— Na Boga! Ma pani kolosalne szczęście! — zawołałem wielce uradowany, wiedziałem bowiem, że Judyta ma na myśli Jonatana Meltona.
— Nie przychodzi za wcześnie to szczęście... Powiedziałam, że zawsze wygrywam. Wydatki pochłaniają wszystko, a ze złota wodza nie pozostało śladu. Sprzedałam już dom we Frisco, a skoro i te pieniądze się roztopią, pozostanie mi tylko stary zamek na pustkowiu, za który nikt nie da złamanego szeląga.
— Ale czy to pewne, że zamek należy do pani? Czy ma pani jakiś tytuł posiadania?
— Nie. Zresztą to mnie nie obchodzi. Na moje pierwsze żądanie poślubi mnie Mr. Hunter, a wówczas będę miljonerką. Co dla mnie znaczy stara skalista rudera gdzieś na pustyni!
— Czy sennor, o którym pani wzmiankowała, nie jest tym wielce interesującym Smallem Hunterem, któremu za pośrednictwem adwokata Murphy wypłacono przed paroma tygodniami kilka miljonów?