— Wcale nie. Powiedziałem już panu, że osiedliło się tam kilka rodzin indjańskich, tworzących odosobnioną, ale wesołą kolonję.
— Lecz skąd biorą żywność?
— Sprowadzają za pośrednictwem Indjan z plemion Mogollon i Zuni.
— Czy te plemiona przebywają wpobliżu zamku?
Było to bardzo doniosłe pytanie. Czekałem na odpowiedź z niecierpliwością, której nie mogła zresztą spostrzec. Rozumie się, Jonatan Melton oszukiwał Judytę, ale nie chciałem jej tego powiedzieć. Uważałem ją dzięki urodzie za przynętę u wędki, na którą chciałem złapać Meltonów.
— Tak — odpowiedziała. — Mój zamek wznosi się między obszarami tych plemion, nad małą Kolorado, a właściwie nad pierwszym jej lewym dopływem.
— W takim razie położenie pani zamku jest nader romantyczne, gdyż, o ile pamiętam, dopływ czerpie wody z północnej skarpy Sierra Blanca?
— Istotnie.
— Skarpa południowa należy do Apaczów i Pimo?
— Tak. Swego czasu przejeżdżaliśmy tamtędy.
Nie podejrzewała nawet, jaką radością napełniały mnie jej odpowiedzi. Zadawałem wszakże pytania z chłodną i obojętną miną, ona zaś była tak ufna i nieuprzedzona, że bez ociągania wyśpiewała cały sekret.
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.