— Nie znam takiego.
— Niemiec zaś myśliwy jest westmanem, zwanym powszechnie Old Shatterhand.
— Old Shat — ter — hand! — zawołała, jąkając się. — To — to — to jest — — chodź, chodźże pan prędzej!
Trzasnęła drzwiami, poczem zaległo milczenie. Zaprowadziła go do drugiego pokoju, bardziej odległego. Jej rozmówca był niewątpliwie gospodarzem Harry’ego Meltona. Skoro wymienił nazwisko Old Shatterhand, uprzytomniła sobie, że to mój przydomek, a nie ten, który podałem, Old Firefoot. Widziała mnie w Sonorze razem z Winnetou. Mniemała zatem, że ja jestem Niemcem, któremu miał przypaść spadek, jeśliby Hunter nie pojechał do Indyj. I oto mnie właśnie opowiedziała, że Hunter naprawdę nie zamierza porzucać ojczyzny! Byłem bardzo ciekaw, co teraz pocznie.
Minęło piętnaście minut, zanim wróciła. Blade policzki i groźny błysk oczu świadczył o podnieceniu, które starała się utaić.
— Sennor, słyszał pan część rozmowy, jaka się toczyła w sąsiednim pokoju? — zapytała.
Głos jej drżał. Najwyższym wysiłkiem hamowała wezbraną wściekłość.
— Tak — odpowiedziałem spokojnie.
— A zatem, podsłuchiwał pan!
— Ani myślałem. Była pani tak dobra, że rozmawiała z tym człowiekiem w sąsiednim pokoju, i tylko głuchy mógł rozmowy nie dosłyszeć.
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.