— W jakiej cenie?
— Od dziesięciu do piętnastu dolarów.
— Niech pan wejdzie, sir. Mój mąż zaraz wróci.
Gdybym podał mniejszą sumę, kazałaby zapewne przyjść później. Wszedłem do przedpokoju o dwojgu drzwi. Jedne prowadziły w głąb, drugie do pokojów, zajmowanych doniedawna przez Harry’ego Meltona.
Kobieta była ubrana schludnie i sprawiała wrażenie istoty bezwolnej i przybitej. Musiałem czekać trzy kwadranse, zanim powrócił Mr. Jeffers. Otworzyła mu drzwi i zawiadomiła o kliencie. Wszedł, zaprowadził mnie do pokoju, w którym leżał towar.
— A więc życzy pan sobie bransoletki, sir, rzekł. — Polecam panu gorąco te granaty — mam do nich odpowiednią broszkę. Bardzo są twarzowe, szczególnie dla blondynki.
— Mrs. Silverhill nie jest blondynką.
Opuścił rękę z bransoletą i szybko zapytał:
— Mrs. Silverhill? Zna pan damę o takiem nazwisku?
— Naturalnie. Kupuję dla niej ten prezent. Czemu to pana dziwi?
— Ależ nie! Gdzie mieszka Mrs. Silverhill?
— Na tej ulicy, o kilka domów dalej.
— Jest pan z nią zaprzyjaźniony?
— Tak. Stara znajomość, nic więcej.
— Well, o to mnie głowa nie boli. Interesujemy
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.