— A zatem Meltonowie? Do pioruna! Musimy pędzić za nimi! Ale oto pańscy ludzie biegną w rozsypkę i zacierają ślady. Rozkaż pan, aby każdy zatrzymał się na miejscu, na którem teraz stoi!
Rozkaz został rozgłoszony iście gromowym głosem, poczem zapanował zupełny spokój. Szeik i Emery przybiegli także i oto co opowiedział Krüger-bej:
— Kiedy dwaj strażnicy przyszli przed dziesięciu minutami zastąpić swoich kolegów, nie zastali już kolorasiego Meltona. Jego więzy leżały na ziemi obok martwego strażnika. Pierś ma przebitą nożem.
— Czy nieboszczyk jeszcze tam leży? — zapytałem.
— Tak.
— Chodźmy!
Leżał biedny człeczyna. Klinga dotarła do samego serca. Nie zdążył zapewne nawet słowa powiedzieć, nawet krzyknąć. Najdziwniejsze jednak było to, że dopiero po tem odkryciu spostrzeżono nieobecność młodego Meltona. Poza tem zniknęły trzy najlepsze wielbłądy.
Winnetou nie rozumiał ani słowa. Spojrzał na mnie pytającem spojrzeniem. Wyjaśniłem mu to nowe, niezbyt miłe zdarzenie. Opuścił głowę, namyślał się przez chwilę, poczem rzekł:
— Jeden ze strażników nie żyje. Gdzie jest drugi?
— Zwiał! — odpowiedział Krüger-bej, któremu przetłumaczyłem pytanie.
— A zatem był w zmowie z Meltonem! — rzekł
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.