— Żył jeszcze. Należał do tej ostatniej trójki. Chowaliśmy go naostatek, aby tem dłużej widział przed sobą pewną śmierć. Potem jednak zastrzeliliśmy go, a także jednego z towarzyszy, drugiemu zaś pozwolili drapnąć.
— A co się stało z trupami?
— Pogrzebaliśmy wraz z ich własnością. Naturalnie odebraliśmy jednak wszystko, co złupili z nas i z naszych towarzyszy. Między innemi kilka listów z fortu Davis, które następnie odwieźliśmy do fortu Dodge. Atesza-Mu, jako wódz, spoczął w odpowiedniej mogile. Winnetou nie odmówił mu tej posługi, aczkolwiek był jego wrogiem śmiertelnym. Ułożyliśmy go do szczeliny skalnej z orężem w ręku.
— Czy spoczywa tam jeszcze? Drapieżne ptaki chyba przeniknęły do szczeliny i rozdziobały go doszczętnie?
— Bynajmniej, zawaliliśmy szczelinę kamieniami. Indjanin, któremu darowaliśmy życie, musiał to widzieć, gdyż Komanczowie znają grób Silnej Ręki. Musiał im zatem miejsce określić, albo ich tam zaprowadzić.
— Skąd wiesz, że znają?
— Byłem tam po raz drugi z Winnetou. Zamiast wielu kamyków, któremi zatkaliśmy szczelinę, siedział mocno jeden wielki głaz. A więc zwiedził ktoś i uczcił mogiłę swego wodza. Teraz wiesz już, w jakich warunkach zawarliśmy znajomość z tą miejscowością. Drzewo trzyma się jeszcze, lecz ogień Komanczów pozbawił je życia.
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.