— Lecz w Tunisie znalazłby pieniądze. Tu, w zatoce Hammamet, nie ma takiego człowieka, od którego mógłby co wydostać.
— Naco mu to? — Przedewszystkiem syn jego ma nieco gotówki. Nie odebrałem mu, ponieważ nie spodziewałem się takiego obrotu rzeczy. Po drugie, Small miał przy sobie zapewne grubą kwotę.
— Ale nie posiada jej Melton! Wszak przy rewizji nic nie znaleziono.
— Na pewno gdzieś schował i zabrał, zanim drapnął. Oto już i nasze trzy wielbłądy, osiodłane i objuczone. Możemy wyruszyć w drogę.
— Kiedy wrócicie?
— Kiedy ich schwytamy.
— Nie bądźże zbyt dufny w powodzenie! Pomyśl, że mają zwierzęta bardziej rącze i że wyprzedzili was o szmat drogi.
— To prawda. Stracimy także wiele czasu na wytropienie śladu, podczas gdy oni mogą jechać wciąż naprzód, nie oglądając się za niczem. Ale mimo to schwytamy ich — możesz na nas polegać. A jeśli nie tu, to już na pewno w Ameryce.
— Maszallah! Aż tak daleko zamierzacie ich ścigać?
— Tak daleko, aż ich schwytamy.
— Ale jeśli się wam tutaj nie powiedzie, to wszak przed opuszczeniem kraju wpadniecie do Tunisu?
— Nie możemy tego przewidzieć. Bądź co bądź
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.