Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

ny jedynie dla wprawnego oka westmana. Beduin na pewnoby go nie znalazł. Rozumiejąc to, Pan Zastępów, podniósłszy się w strzemionach, podał mi rękę i pożegnał. — —
Skorośmy wyjechali z warru i znaleźli się na otwartej równinie, spostrzegliśmy ze zdumieniem człowieka, który stał, bezradnie oglądając się pośród niezmierzonej samotności. Zauważył nas i zaczął uciekać, ale wnet się zatrzymał. Zrozumiał snać, że nie ukryje się przed nami. Piechur tutaj, w tej pustyni, był zjawiskiem nader dziwnem.
Wkrótce przestaliśmy się dziwić. Zbliska poznaliśmy z uniformu, że jest to jeden z naszych kawalerzystów.
— Zbiegły wartownik, — rzekł Emery.
— Bezwarunkowo — potwierdziłem.
— Ale dlaczego tu stoi?
— Został zdradziecko porzucony. Trzeba znać Meltona. Aby się uwolnić, przyrzekł strażnikowi złote góry, lecz, uwolniwszy się, wydał go na sztych.
— Biada temu żołnierzowi! Co teraz pocznie?
— Zobaczymy.
— Dezercja i uwolnienie więźniów. Będzie na pewno rozstrzelany. Czy chcesz go ocalić?
— Zależy, jak się zachowa.
— Ale ocalić go będzie trudno.
— Nie. Krüger-bej nie odmówi mej prośbie.
Skorośmy dojechali do żołnierza, rzucił się przed nami na klęczki, wyciągnął ręce do góry i zawołał błagalnie: