Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

— Łaski, effendi, łaski! Jestem już dosyć ukarany!
Zwrócił się do mnie, ponieważ wiedział, że Pan Zastępów najwięcej ze mną obcował. Nie był widocznie do gruntu złym człowiekiem, gdyż błagając o łaskę, przyznał się do winy. Jednakże odpowiedziałem surowo:
— Dość ukarany? Jesteś dezerterem, dezerterem z pola! Wiesz jaka grozi ci kara?
— Śmierć.
— Ale oprócz tego uwolniłeś jeńców. Za to, przed rozstrzelaniem, zostaniesz wychłostany.
— Wiem o tem, lecz, o effendi, twoje słowo znajduje posłuch u Pana Zastępów. Błagam cię, wstaw za mną!
— Opowiedz przedewszystkiem, jak się to odbyło?
— Przyszliśmy doń we dwóch, Ja usiadłem, a kolega chodził tam i zpowrotem. Kiedy się oddalał od nas, nie mógł słyszeć, jak kolorasi do mnie szeptał.
— Co ci mówił?
— Zażądał swego pakietu.
— Jakiego pakietu?
— Pakietu, który mi wręczył.
— Ah! Kiedy?
— Kiedyście okrążyli Uled Ayarów. Moi koledzy leżeli jako jeńcy w wąwozie, ja jednak nie znajdowałem się przy nich, gdyż byłem ordynansem kolorasiego. Uwolniliście jeńców i zaczęliście się układać z szei-