ru godzinach odnajdziemy ślad i już nie spuścimy z oka.
— Hm! Pytanie jeszcze, czy wogóle spodziewają się naszego pościgu?
— Niewątpliwie. W przeciwnym bowiem razie nie zadawaliby sobie trudu skręcania z drogi, a przede wszystkiem już dawno natrafilibyśmy na miejsce ich postoju. Powtarzam, że jechali przez noc całą.
— Mój brat Szarlieh ma słuszność — potwierdził Apacz. — Nie zatrzymywali się wcale i wyprzedzili nas o znaczną odległość, albowiem mają lepsze wielbłądy. Musimy się śpieszyć!
Okazało się, że słuszność jest po mojej stronie. Jechaliśmy przez całe przedpołudnie za coraz słabszym tropem, nie spotykając nigdzie miejsca postoju zbiegów. — —
Step dawno się był już skończył i przeszedł w pustynię piaszczystą. Teraz znów widziało się gdzie niegdzie pojedyńcze źdźbła trawy, a dalej całe kępki. Jeszcze kilka minut jazdy, a zobaczyliśmy niskie, długie pagórki, wznoszące się na wschodzie i ciągnące z północy na południe.
— To zapewne Wadi Budawas — powiedziałem. — Dalej wznoszą się ruiny el Khïma, które musimy ominąć ze strony południowej, aby przejechać przez północny skarp Dżebel Ussala.
— Sądzę, że będziemy jechali wciąż za tropem, — wtrącił Emery.
— Bezwarunkowo. Ale jestem przekonany, że Meltonowie obiorą tę drogę jako najwygodniejszą.
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.