— Well! Ale czy tam, na lewo, nie widać jeźdźców?
Wskazał na północo-wschód. Szybko zbliżało się stamtąd kilka niewyraźnych punktów. Wkrótce poznaliśmy ośmiu jeźdźców Beduinów. Zauważyli nas, zbliżyli się i zatrzymali w pewnem oddaleniu. Byli dobrze uzbrojeni, nie zdradzali jednak napastliwości. Podjechaliśmy na odległość dwudziestu kroków, poczem powitałem ich:
— Sallam! Czy to Wadi Budawas, tam za pagórkami
— Tak — odpowiedział jeden z nich, wyglądający na przywódcę.
— Z jakiego jesteście plemienia?
— Jesteśmy wojownikami Meidżerów. Polowaliśmy na gazele, ale nadaremnie, i oto wracamy do wadi, gdzie pasą się nasze trzody.
— Kiedyście wyjechali na łowy?
— Dziś przed świtem.
— W takim razie możecie odpowiedzieć na moje pytanie. Czy nie widzieliście dwóch cudzoziemców z trzema rączemi wielbłądami?
— Tak. Widzieliśmy dziś rano, w chwili gdy wyjeżdżaliśmy na łowy.
— Czy zatrzymali się tutaj?
— Tak. Zaprosiliśmy obcych i przyjęli zaproszenie, aczkolwiek oświadczyli, że nie mają czasu.
— Jak długo tutaj pozostawali?
— Dopóki nie napoili wielbłądów.
— Czy wiecie jacy to ludzie?
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.