Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

— Welad en Nari. To ja nim jestem.
— Ty jesteś szeikiem mężnych i gościnnych Meidżirów? W takim razie nie odmówimy. Wprawdzie i my się śpieszymy, ale możemy ci ofiarować tyle czasu, ile wymaga napełnienie naszych miechów świeżą wodą.
— Musicie także skosztować gazeli, którą upolowaliśmy onegdaj. Proszę was, chodźmy do naszego Bet en Sijara[1]!
Szeik skierował konia ku wspomnianym pagórkom. Pojechaliśmy za Meidżerem, mając za sobą resztę jeźdźców. Milczeliśmy. Zgodnie ze zwyczajami miejscowymi, musieliśmy czekać, aż do nas przemówią. To jednak nie obowiązywało do zachowywania milczenia między sobą. Skorzystałem z tego, aby przetłumaczyć Winnetou rozmowę z przywódcą. Apacz obejrzał go badawczo i zapytał:
— Czy ten człowiek podoba się memu bratu?
— Hm, W każdym razie nie budzi nieufności. Dlaczego się pytasz?
— Gęsta jego broda pokrywa całe oblicze, ale dla Winnetou broda jest lichą zasłoną, przez którą widać wyraźnie.
— I co widzisz?
— Radość, że mu towarzyszymy.
— No naturalnie! Zaprosił nas i cieszy się, że spełniliśmy jego życzenie.

— Jest to zła radość! Winnetou nie ma zaufania do tego człowieka.

  1. Dom dla gości.