— Zpowrotem go, zpowrotem! — zawołał Winnetou, aczkolwiek nie rozumiał po arabsku.
Skoczył, aby złapać i wciągnąć zpowrotem szeika, lecz, zanim zdążył podejść do otworu, rozległ się huk i szczelina została zamknięta. Powalono opisany powyżej kamień o szczególnym kształcie, który runął tak, że między nim a skałą nie można było przesunąć nawet palca.
— Heigh-ho! — zawołał, skoczywszy z miejsca, Emery.
— Winnetou spodziewał się tego — stwierdził Apacz, siadając zpowrotem przy stole, jakgdyby nic się nie zdarzyło.
Nie odzywałem się wcale. Z wewnątrz rozbrzmiewały wielogłose okrzyki radości. Musiało się tam zbiec wielu Beduinów.
— Zdaje się, że jesteśmy uwięzieni! — gniewał się Anglik.
Nie odpowiedziałem.
— Odpowiadaj! — nalegał. — Zdaje się, że jesteśmy uwięzieni!
— Samiśmy sobie winni! Czemu nie usłuchaliśmy Winnetou?
— Well! Wszak nie było podstawy do nieufności. Pan Zastępów zapewnił, że Meidżerowie nie są groźni.
— A czy to są Meidżerzy?
— Tak mówili...
— Szeik nas oszukał! Gdyby istotnie należał do tego plemienia, nie postąpiłby tak z nami.
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.