dziej, niż przed diaskiem, gdyż chytrość przewyższa w tobie nawet gwałtowność. Ale ty oto nie zgadujesz nawet, dlaczego powaliliśmy kamień!
— Jakże mogę wiedzieć? Powiedz!
Mówiłem tak umyślnie, aby nabrał złego mniemania o naszej przenikliwości, albowiem im mniejby nas cenił, tem mniej wierzyłby w nasze uwolnienie i, co zatem idzie, strzegłby opieszalej.
— Czy wiesz właściwie, gdzie się znajdujesz?
— Naturalnie. W obozie Meidżerów.
— Niech licho porwie Meidżerów! Należymy do Uled Ayunów.
— Allah w' Allah! A więc nas oszukałeś?
— Ocyganiłem was! Czy to prawda, że jesteś giaurem?
— Jestem chrześcijaninem.
— A twoi towarzysze też nie są czcicielami proroka?
— Nie.
— Bądźcie przeklęci, psie syny! W piekle będziecie hasać na płonących rumakach! Kolorasi opowiadał żeście wzięli do niewoli naszego naczelnego szeika i jego towarzyszy. Pan Zastępów wysłał do Uled Ayun dwóch posłów, którzy zażądali okupu krwi tak wygórowanego, że projekt mógł wyskoczyć tylko z mózgu obłąkańca. Czy tak jest istotnie?
— Tak — odpowiedziałem, udając naiwnego. — Kolorasi nie kłamał. Zawołaj go tutaj. Chciałbym z nim pomówić.
— Niema go.
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.