Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zawołaj jego przyjaciela.
— Też niema. Zatrzymali się tylko, aby nam opowiedzieć o was i o tych wszystkich zdarzeniach. Obaj posłowie Pana Zastępów niestety nie przyjechali do nas, ale do innego ferkah naszego plemienia. Posłałem po nich i wyjechałem na wasze spotkanie, aby zwabić was do rozpadliny. Obecnie jesteście w naszej mocy i zostaniecie zwolnieni dopiero po spełnieniu naszych żądań.
— Jakie macie żądania?
— Teraz ci nie powiem. Dowiesz się, gdy przyjdą posłowie Pana Zastępów. Przyrzekłem kolorasiemu zabić was wszystkich trzech i powinienem to uczynić, ponieważ jesteście niewiernymi psami i nietylko złapaliście naszych wojowników, ale nadto kazaliście wychłostać szeika. Jednakże jestem gotów z całem pobłażaniem darować wam życie, a nawet wolność, jeżeli uczynicie to, czego od was zażądam. A jeżeli nie, będziecie mogli tutaj pozostać i zdechnąć z głodu i niechaj wszystkie dziewięćdziesiąt dziewięć miljonów czartów kłócą się o wasze dusze!
Słyszałem, że się oddala. Nie wiedzieliśmy, czy postawił wartownika. Natężyłem słuch. Dobiegły mnie wprawdzie różne tony i szmery obozu, nic jednak takiego, z czegoby można było wymiarkować o obecności straży.
Nie komentowaliśmy tej rozmowy. Podjęto przerwaną pracę. Dużo kłopotu sprawił wielki wielocentnarowy kamień, który tkwił w piasku. Chcieliśmy go podnieść, ale miałki gruz pod naszemi stopami nie dawał