oparcia i ześlizgiwał się nieustannie. Straciliśmy na tem parę godzin, dopóki nie wpadliśmy na pomysł odsunięcia go nabok. Dzięki temu zyskaliśmy podporę dla sypkich piasków. Nie skończyliśmy jeszcze, gdy znów zawołano na mnie z poza skały. Zapytałem, kto woła.
— Szeik — brzmiała odpowiedź. — Posłowie Pana Zastępów przybyli. Oznajmię wam warunki. Powtarzam, że jeżeli nie spełnicie, zginiecie z głodu i pragnienia!
— Ogłoś warunki!
— Złapaliśmy was, aby mieć zakładników. Co się stanie naszemu szeikowi i naszym braciom, to samo was spotka. Jeżeli ich zabiją, musicie umrzeć.
— Nie zabiją, skoro zapłacą okup.
— Właśnie, że nie zapłacą! Wy będziecie przedmiotem zamiany.
— Na to Uled Ayarzy się nie zgodzą.
— Tem gorzej dla ciebie! To ty wydałeś naszych w ręce Ayarów. Jeśli oni umrą, to i wy nie unikniecie śmierci. — Zaliczasz się do narodu giaurów, którzy stale noszą przy sobie papier. Chyba masz i ty także?
— Tak.
— Czy umiesz pisać?
— Tak.
— A więc napisz list do Pana Zastępów! Ale my nie posiadamy kalemu[1] ani hibru[2].