— I że druga strzela na najdalszą odległość, na odległość wielu dni drogi, — jak daleko zechcesz — i że nigdy nie pudłuje?
— Tak. A także kule pierwszej strzelby zawsze trafiają tam, gdzie tylko zechcę.
— Czy i to prawda, że posiadacie małe rewolwery, które po nabiciu jednokrotnem, kręcą się i wypluwają sześć kul, jedną po drugiej?
— I to prawda. Kto ci o tem powiedział?
— Posłowie Pana Zastępów, których po przybyciu ciągnąłem za języki. — Wydasz mi małe pistolety i obie strzelby czarodziejskie. Nad kamieniem jest szpara. Przesuń je przez ten otwór.
— Nie uczynię tego. Skoro chcesz strzelby, każ odwalić kamień i wejdź do nas! Wówczas będziemy mogli się umówić.
— Jeśli się będziesz ociągał, to cię zmuszę!
— Proszę, zmuś! Zamykając nas zdradziecko, sam pozbawiłeś się władzy przymusu.
Nie było odpowiedzi. Słyszałem tylko cichy szept. Snać naradzał się ze swoimi, potem znów zawołał:
— Pozwoliłem posłom Pana Zastępów wrócić do swoich. Czy chcesz im dać list?
— Tak.
— Będę dyktował!
— Nie mam nic przeciwko temu, chciałbym jednak się przekonać, że posłowie są tutaj istotnie.
— Daję na to słowo!
— Nie wierzę tobie, tylko oczom własnym. Wszak
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.