— Powtarzam, że odjechali!
— Chciałbym wiedzieć, dokąd! Wiem na pewno, że dążyli tylko do was, aby oddać się w obronę Uled Ayunom.
— Nieprawda! Zmierzali gdzie indziej — mówię prawdę. Wszak dałem im przewodnika, najlepszego znawcę miejscowości leżących między nami a wybrzeżem morskiem, który miał ich zaprowadzić do Hammametu. — Czy będziesz pisał?
— Tak.
— Odprowadźcie obu opryszków!
Osiągnąłem cel pytań. Wiedziałem nietylko to, że Meltonów w obozie niema, ale ponadto dowiedziałem się tym razem na pewno, dokąd pojechali. — Posłowie zostali wyprowadzeni, potem szeik podyktował mi list.
Była to szczególna, prawie śmieszna sytuacja. Na zewnątrz stał Beduin, który nie umiał pisać, a zapewne i czytać, ja zaś musiałem, czy miałem pisać pod jego dyktando. Stawiał warunki nie do wykonania. Zmierzał ku zwolnieniu czternastu Ayunów bez żadnego okupu, nie zobowiązując się wzamian nawet darować nam życia.
Aby go nie okłamywać, wszystko, co dyktował, pisałem po jednej stronie kartki, którą wyrwałem z notesu. Korzystałem jednak z pauz, podczas których się zastanawiał, aby po drugiej stronie opisać Panu Zastępów całą przygodę i uspokoić zapewnieniem, że w ciągu najbliższej nocy będziemy wolni i wyruszymy do Hammametu.
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.