Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

dziesz się mógł z nim porozumieć w tej sprawie. Kto wie, może zgodzi się zamienić je zpowrotem na swoje wielbłądy.
— Uważaj, czy zdołasz uciec!
Przyłożył błyskawicznie strzelbę i spuścił kurek. Nie mogłem już przeciwstawić mu się kulą, szarpnąłem więc konia i spiąłem, skoro rozległ się wystrzał, do dalekiej lansady. Kula spudłowała. Chciałem wpaść na szeika, ale wyręczył mnie Winnetou. Mężny Apacz nie uznał za potrzebne posługiwać się bronią. Zboku dopadł szeika, zmusił rumaka do wysokiego skoku, a wówczas nieodpartem natarciem przewrócił jeźdźca i rumaka. Potem wpadł na drugiego Uled Ayuna, wyrwał mu z ręki flintę i, schylając się, rozbił o ziemię w szczapy.
— Pysznie zrobione, pierwszorzędnie! — zawołał Emery. — Ale teraz naprzód, aby się pozbyć tych gadów!
Uczyniliśmy to, nie zwracając uwagi na okrzyki. Dopiero po dłuższym czasie obejrzeliśmy się — pięciu prześladowców było za nami. Pędziliśmy kłusem.
— Szybciej, — rzekł Emery — inaczej łatwo możemy ztyłu dostać kulką. A może chcesz pokazać, na jaką odległość mogą się przysunąć?
— Natychmiast — odpowiedziałem, gdyż pytanie było do mnie skierowane.
Zatrzymałem się, dopuszczając Ayunów na taką odległość, że mogli usłyszeć moje słowa.
— Precz stąd!