Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

oszukać. Wnet nadarzył się lepszy informator. Skoro kuter zarzucił kotwicę, usłyszałem przeraźliwe krzyki, — po pokładzie chłostano jakiegoś chłopca, poczem wypędzono na brzeg. Gdy dotarł do lądu, odwrócił się, pogroził swoim gnębicielom pięściami i wrzasnął coś, czego nie mogłem zdala dosłyszeć. Potem powlókł się powoli ku miastu.
Jako wypędzony chłopak okrętowy nie miał oczywiście środków do życia, ale nie przejmował się tem zbytnio. Nie kłopotał się o zarobek — miał swój własny pogląd na życie. Kiedy, przechodząc koło niego, udawałem, że chcę go wyminąć, zatrzymał się i wyciągnął rękę, prosząc o jałmużnę. Nie poskąpiłem mu sutego datku i zacząłem się pytać o warunki życiowe. Był tem, co u nas nazywają sprytną bestją; mimo lat czternastu przeżył wiele. Pierwsza jego podróż morska skończyła się chłostą i wypędzeniem.
— Czy mieliście tylko ładunek, czy również pasażerów? — zapytałem.
— Dwóch pasażerów.
— Czy wysiedli tutaj, w Goletta?
— Nie. Musieliśmy ich zawieść do wyspy Pantellania, gdzie wysiedli i kupili sobie ubiory Franków. Potem, gdy wrócili, zaczęliśmy lawirować po morzu tak długo, aż spotkaliśmy wielki parowiec, który wziął ich na pokład.
— A jak się nazywał ten parowiec?
— Nie wiem.
— Skąd przybywał i dokąd jechał?