Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, poszło szybciej, niż się sam spodziewałem, — odpowiedziałem, ściskając jego prawicę. — Przyszedł pan nas odwiedzić. Skąd pan wie, że przybyliśmy? Pokazano widocznie nasze konie?
— Tak, tak, i z tego sądzić chciałem, że panowie tu jesteście.
— Naturalnie, wszak wierzchowce nie mogły same przybiec. Powiedziano panu także, kto je przyprowadził. Jakże się podobają?
— Cudownie! Przy pewności czystej rasy nikt nie mógłby je opłacić.
— Tak, to są prawdziwe, czyste, bezcenne wprost folbluty.
— Jakże pan znalazł się w posiadaniu takich skarbów?
— Opowiem panu. Niech mi pan uprzednio jednak wyjaśni, jak pan tu przybył. Sądziłem, że sprawy wymagają dłuższej obecności u Uled Ayarów.
— Tej konieczności uczyniłem zadość błyskawicznem działaniem i tak szybkim napadem na Uled Ayunów, że nie mieli czasu się przeciwstawić.
Opowiedział mi w swej klasycznej niemiecczyźnie, jak to natychmiast wyruszył z odsieczą, aczkolwiek uwierzył mojej notatce, że zdołamy się w ciągu nocy uwolnić. Uled Ayuni obozowali jeszcze w wadi, które poprzednio zamierzali opuścić. Wyczekiwali powrotu szeika i jego kilku najlepszych wojowników. Ci ścigali