Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

i zdradzieckim, którego niesposób było schwytać. To ulegał przewadze, to znowu brał górę, przepełniając nas nadzieją, niestety, niezbyt długotrwałą. Czytelnik nie wątpi chyba, że nie myśleliśmy o niczem innem, tylko o pielęgnowaniu drogiego przyjaciela. Dzień i noc siedzieliśmy na zmianę u jego wezgłowia i nie szczędziliśmy żadnych zabiegów, byle zmusić wewnętrznego wroga do odwrotu. Atoli dopiero w trzynastym tygodniu oświadczyli eskulapowie, że kryzys minął i chory potrzebuje jedynie odpoczynku i spokoju.
Spokoju i odpoczynku! Apacz uśmiechnął się przy tych słowach — uśmiechnął się, lecz na jego wychudłej jak szkielet twarzy wyglądało to raczej jak stłumione łkanie.
— Spokoju? — zapytał. — Nie pora na to obecnie! Odpoczynku? Czyż Winnetou może odpocząć tu, na tem posłaniu, w tym kraju? Dajcie mu prerję, zwróćcie mu jego prastare lasy, — wówczas odzyska siły. Musimy wyjechać stąd! Moi bracia wiedzą, jak palące wołają nas sprawy.
Wiedzieliśmy bardzo dobrze. Sprawy nader nagliły, ale kto wylizał się z tak niebezpiecznej, obłożnej choroby, musiał się wystrzegać pośpiechu.
Rzecz oczywista, że nie zaniedbaliśmy niczego, co mogło w naszym gnuśnym stanie zapobiec planom obu Meltonów, zmierzającym ku zagarnięciu miljonowej spuścizny. Obaj szubrawcy zdołali drapnąć do Ameryki. Uderzające podobieństwo młodego Meltona do zamordowanego oraz skradzione tegoż dokumenty miały im przynieść olbrzymi spadek biednego Huntera. A zatem