Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

jakiś wewnętrzny ostrzegał mnie, abym nie wysyłał dokumentów. W takim porcie jak Southampton można było dostać wszystkie poważniejsze zagraniczne dzienniki — przeglądałem codziennie trzy najpoczytniejsze pisma z New-Orleanu, a jednak żaden nie wspominał ani słowem o całej aferze. Zbudziły się we mnie podejrzenia.
— Władze pragną utrzymać tę sprawę w tajemnicy — tłumaczył Emery.
— A to czemu? — zapytałem.
— Hm! Nie domyślam się powodu.
— Ja też nie. Tem bardziej, że w innych sprawach władze amerykańskie nie unikają jawności. Jankes, jako prawnik i jako kryminalista, nie zwykł otaczać się tajemniczością. W naszym wypadku jawność jest bardziej zalecona, gdyż pozwoliłaby pomnożyć druzgocące dowody wykroczeń Meltonów. Jestem o tem aż nazbyt przeświadczony.
Well. Ja także.
— A zatem nie pojmuję tej tajemniczości. Co więcej, wydaje mi się podejrzana.
— Nie zechcesz więc wysłać dokumentów?
— Nie. Napiszę do adwokata, że dokumenty są zbyt wielkiej wagi, aby narażać je na niepewności poczty morskiej. Jeśli jest biegłym i przezornym prawnikiem, o czem nie mam powodu wątpić, pochwali jedynie moją rezerwę.
Wyłuszczyłem w liście wszystko i znów po trzech tygodniach otrzymałem odpowiedź. Fred Murphy nie odmawiał pewnej słuszności, mimo to prosił, bym do-