Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

tu, w tym wielkim domu. Pojedzie z tobą. Na kiedy naznaczyłeś wyjazd?
— Wobec tego niebardzo prędko. Nie puszczasz nas bez ciebie, ja jednak nie mogę narażać cię na recydywę, która może się stać o wiele groźniejszą, niż przebyta choroba.
— A jednak pojedziemy! Ja tak chcę. Niech mój brat się dowie, kiedy odchodzi najbliższy okręt do New-Orleanu. Howgh!
Skoro wyrzekł to słowo, próżno było się certować, — musiałem być powolny jego życzeniu.
Po upływie czterech dni wsiedliśmy na pokład. Rozumie się, poczyniliśmy wszelkie zabiegi, mogące ułatwić podróż naszemu przyjacielowi.
Nasz niepokój był istotnie zbyteczny. Winnetou odzyskał siły z podziwu godną szybkością i, zanim przybyliśmy do New-Orleanu, czuł się niezgorzej, niż przed chorobą.
Zbyteczną chyba rzeczą byłoby wspominać, że towarzyszył nam Emery. Obecność jego jako świadka, aczkolwiek pożądana, nie była konieczna, atoli już całą duszą wciągnął się w sprawę, koszta zaś podróży nie odgrywały dlań żadnej roli.
Po zainstalowaniu się w hotelu, poszedłem do adwokata sam jeden, ponieważ obecność moich przyjaciół była zbyteczna. Łatwo odszukałem jego mieszkanie i biuro. Z wielkości pomieszczenia i ilości oczekujących klientów można było wnioskować, że jest to wielce renomowany i popularny adwokat. Wręczyłem służącemu kartę wizytową, każąc natychmiast