— Winnetou? Czy mówi pan o słynnym wodzu Apaczów?
— No tak.
— No, ten cwałuje z nierozłącznym Old Shatterhandem po prerjach i górach. Skąd pan wie, że Apacz był chory?
— Leżał w Southamptonie obłożnie chory. Jestem Old Shatterhand. Pielęgnowałem wodza, a teraz przybyliśmy, by wręczyć panu dokumenty, o których przesłanie pocztą pan prosił.
Adwokat zerwał się z krzesła, obejrzał mnie ze zdumieniem i zawołał:
— Old Shatterhand? A więc spełnia się moje wielkie pragnienie! Jakże często i wiele słyszałem o panu, o Winnetou, o Old Firehandzie, o długim Davy’m, grubym Jemmy’m i o wielu innych pańskich towarzyszach z Zachodu! Ależ witam pana, sir, witam z całego serca! Gorąco pragnąłem spotkać pana i oto widzę go tak nieoczekiwanie. I oto przyszedł pan do mnie. Niech pan siada, proszę! Rozporządzam teraz wolnym czasem.
— Teraz, ale nie poprzednio.
— Jakto?
— Nie przyjął mnie pan odrazu. Musiałem czekać półtrzeciej godziny.
— Żałuję, bardzo żałuję, sir! Znam pański pseudonim, ale nie znałem właściwego nazwiska.
— Chyba się pan myli? Pisałem do sira dwukrotnie i dwukrotnie mi pan odpowiadał.
— Nie przypominam sobie — nie pisałem nigdy do
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.