— Oszustowi? Czy jest pan przy zdrowych zmysłach, sir? Mówiłem wszak, że Small Hunter jest moim dobrym przyjacielem, — ja zatem — miałbym przyjąć zaś oszusta?
— No tak.
— Myli się pan! Musi się pan mylić, bezwarunkowo się pan myli! Jestem ze Smallem Hunterem tak zaprzyjaźniony, obcowałem z nim tak wiele i znaliśmy się i znamy obopólnie tak wyśmienicie, że oszust, choćby nie wiem jak podobny, wystawiłby się na niebezpieczeństwo odkrycia.
— Niebezpieczeństwo odkrycia, którego zdołał uniknąć.
— Niech się pan zastanowi! Jest pan Old Shatterhandem. Przypuszczam, że przyszedł pan nietylko poto, by mówić tak niepojęte rzeczy, lecz także aby odpowiednio działać.
— Tak też zamierzam. Zresztą, już działałem w tej sprawie, szczególnie o ile dotyczy to pana. Wszak wysłałem z Southamptonu dwa listy.
— Nic o tem nie wiem!
— W takim razie pozwoli sir pokazać mu jego obydwie odpowiedzi.
Wyjąłem listy z kieszeni i położyłem na stole. Schwycił i czytał — jeden, a potem drugi. Śledziłem wyraz jego twarzy. Jakże się rysy przeobraziły! Po przeczytaniu drugiego listu, zabrał się ponownie do pierwszego, poczem znów do drugiego. Czytał po trzykroć, po czterykroć, nie mówiąc ani słowa. Rumieniec spełzł z twarzy, która oblekła się trupią bla-
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.