dością. Ręką dotknął czoła, gęsto skroplonego potem.
— A teraz, — przerwałem milczenie — czy pan poznaje te listy?
— Nie — odpowiedział z głębokiem, bardzo głębokiem westchnieniem.
Twarz powlekła się wypiekami podniecenia i grozy.
— Obejrzyj pan koperty — listy pochodzą z pańskiego biura, jak tego dowodzi pieczątka.
— Tak.
— Poza tem są przez pana podpisane.
— Nie!
— Nie? Mamy tu dwojakie pismo. List został napisany przez któregoś z pańskich biuralistów, a podpisany przez pana.
— Tylko pierwsze jest prawdą.
— A więc pański kancelista napisał ten list?
— Tak. Jest to charakter pisma Hudsona. Nie wątpię, że on to napisał.
— A podpis —?
— Podrobiony! Podrobiony tak dokładnie, że ja tylko mogę się na tem poznać. Mój Boże! Uważałem pańskie pytania i słowa za pozbawione treści — oto jednak mam przed oczami podrobiony mój własny podpis! Musiało zatem coś istotnie prawdziwego skierować pana na te nieprawdopodobne przypuszczenia.
— Tak, sir. Krótka treść wszystkiego, co mogę panu oznajmić, jest zawarta w słowach, które już poprzednio zakomunikowałem: prawdziwy Smali Hunter
Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.