Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

został zamordowany i oto pan oddał spadek nietylko oszustowi, ale, co więcej, mordercy Huntera.
— Mordercy? — powtórzył nieprzytomnie.
— Tak, aczkolwiek nie należy rozumieć zbyt dokładnie. On sam nie mordował, ale był w spisku i ponosi moralnie tę samą odpowiedzialność, co właściwy zabójca.
— Sir, mam wrażenie, że śnię! Straszny koszmar... Czego się muszę nasłuchać!
— Czy ma pan dosyć czasu, aby wysłuchać bardzo długiej opowieści?
— Czasu — czasu! Co za pytanie! Trzymam w ręce podrobione listy, które świadczą, że moja kancelarja była terenem oszukańczych manipulacyj. Muszę mieć czas, choćby opowiadanie pańskie trwało tygodniami. Siadaj sir i pozwól mi tylko wydać polecenie służącemu, aby nikogo nie wpuszczał!
Usiadłem. Przyznaję, że byłem podniecony. Wszak nie wątpiłem, że moje listy dotarły do właściwego adresata, a okazało się, że wręcz przeciwnie, wpadły w najmniej właściwe ręce. Hultaje przeprowadzili swoje plany. Być może, wszystkie nasze wysiłki, wszystkie zabiegi spełzną na niczem!
Po chwili wrócił adwokat, usiadł naprzeciw mnie i dał znak ręką, abym zaczął. Twarz miał bladą, wargi drżały. Z najwyższym wysiłkiem starał się zachować spokój wewnętrzny. Żal mi było tego człowieka, którego honor był wystawiony na szwank. Jego uczciwość osobista — byłem przekonany — nie podlegała żadnemu posądzeniu, lecz w kancelarji działy się oszustwa. On