Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

nie odpowiadało to jego wiekowi. Już wkrótce potem wykazał takie zdolności, że powierzałem mu coraz to poważniejsze stanowiska. Żył wyjątkowo powściągliwie, był bardzo pilny i punktualny. Sądząc z wiedzy, uczył się w wolnych od zajęć godzinach. W niektórych działach mogłem śmiało odsyłać do niego klientów — wiedziałem, że dogodzi im niegorzej ode mnie.
— Jakie stosunki utrzymywał z kolegami?
— Naogół był odludkiem. W jego zachowaniu przebijało coś, co nakazywało dystans, aczkolwiek nie można było nazwać go odstręczającym. W miarę, jak obejmował coraz to wyższe stanowiska, aż do szefostwa biura, odosobnienie jego wzrastało.
— Kto odbierał korespondencję?
— Hudson, Przedkładał mi tylko to, czego sam nie mógł załatwić.
— A zatem otrzymał, przeczytał i odpowiedział na moje listy, nic o nich panu nie wspominając? — Na ile lat wyglądał?
— Miał chyba pięć krzyżyków.
— A postać?
— Wysmukły, kościsty brunet.
— Zęby?
— Wszystkie.
— Twarz?
— Twarz miał szczególną. Hudson był bardzo pięknym mężczyzną. Nie widziałem jeszcze tak pięknej twarzy męskiej. Lecz po dłuższem wpatrzeniu odbierało się wrażenie, jakgdyby twarz jego miała jakieś osobliwe braki. Nie jestem malarzem, ani znaw-