Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

nak, jak za mojemi plecami przesłała znak Meltonowi. Nie mógł nic innego wyrażać, tylko to, że przyjdzie do niego przy pierwszej sposobności. O to mi właśnie chodziło. Chciałem się od niej dowiedzieć, dokąd uciekł Jonatan, a wyjawiłaby to chętnie, gdyby mogła, staremu Meltonowi.
— Czy uważa mnie pani wciąż jeszcze za kłamcę? — zapytałem, skorośmy weszli do jej pokoju.
— Tym razem mówił pan prawdę. Ale mimo to podwoję przezorność. Nie zażyje mnie pan podstępem!
— Niech pani trochę poczeka! — Proszę cię, Emery, pilnie czuwaj. Oboje uwięzieni nie powinni się zejść razem. Sennora potrafiłaby dopomóc staremu do ucieczki. Za dwie godziny przyjdę cię zastąpić — prędzej nie mogę.
Well! Nie zlekceważę obowiązku, aczkolwiek jestem piekielnie znużony.
Skinąłem mu porozumiewawczo i wyszedłem. Wobec tego odprowadził mnie do wyjścia. Zapytał cicho:
— Co to wszystko znaczy? Dlaczego mam być znużony?
— Chciałbym, aby poszła do starego. Rozmawiaj z nią teraz głośno, co najmniej przez dziesięć minut, aby nie słyszała co tutaj się dzieje. Potem, napozór, zdrzemniesz się i zaśniesz, a nie ockniesz, aż przyjdę.
— A jeśli stąd odejdzie?
— Nie przeszkadzaj jej.