za pas i znikła w otworze, wiodącem do wnętrza puebla.
Wyciągnęliśmy lassa, nie rozpaczając bynajmniej, że zamiast trzech, mamy dwa i pół, Poczem puściliśmy się w dalszą drogę, a raczej dopiero rozpoczęli właściwy pościg za Jonatanem Meltonem.
Od czasu, jak wyjechaliśmy z puebla, upłynęły cztery godziny. Należało przypuszczać, że Jonatan ubiegł nas przynajmniej o osiem godzin drogi.
— Jak daleko do Jasnej Skały? — zapytałem Apacza.
— Ponieważ dosiadamy szybkich rumaków, przeto, jeśli nic nam nie stanie na zawadzie, dojedziemy za trzydzieści godzin.
— Liczę więc na więcej niż trzydzieści, gdyż koń Meltona nie dotrzyma kroku naszym. Dwanaście godzin dziennie, zatem przyjedziemy pojutrze. Czy Winnetou mniema, że Silny Wicher przyjmie nas przyjaźnie?
— Mogollonowie nie żyją w przyjaźni z Apaczami, ale nigdy im nie wyrządziłem żadnej krzywdy. Czemużby miał spotkać nas wrogo?
— Melton naszczuje go na nas.
— Tak, o ile prędzej przybędzie, niż my.
— Na pewno. Zajedzie konia na śmierć, byle jak najprędzej stanąć u celu.
— Czemuby się tak śpieszył? Jest przekonany, że Judyta w żadnym razie nic nam nie zdradzi.
— Ale mógł powziąć zamiar nader dla nas niebezpieczny. Przypuszczając, iż przez dłuższy czas za-
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.