Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

to musiał nas widzieć. Czemuż więc, o ile nie żywił złych zamiarów, nie zbliżył się do nas, albo, jeśli się nas lękał, nie umknął stąd? Czemu został? Jeśli zaś przyjechał po nas, to musiał zobaczyć nasze ognisko. Niewątpliwie się podkradł, aby wiedzieć, kogo ma przed sobą. Mimo to pozostał wpobliżu, z czego wynikało, że... Tak, właściwie co z tego wynikało? Juści, można było wnioskować zarówno o przyjaznych, jak i o wrogich zamysłach. A co, jeśli miałem przed sobą nie jednego, lecz wielu ludzi. W takim razie groziło nam poważne niebezpieczeństwo. Musiałem bezwarunkowo zbadać sytuację! Przyczołgałem się do ściany skalnej, a potem wzdłuż niej. Sądząc z rżenia, mogłem być oddalony od konia najwyżej na pięćdziesiąt kroków.
Czołgałem się na czworakach milczkiem, aż wreszcie przebyłem tę odległość. I słusznie! Na lewo ode mnie stał koń, nie jeden — dwa, trzy, pięć i więcej! Stały na uwięzi. Jeźdźcy musieli leżeć wpobliżu. Pełzałem dalej, między skałą a końmi, i zobaczyłem pomiędzy dwoma krzewami w wysokiej trawie jakgdyby długi, okrągły tłumok. Cóżto znowu być mogło?
Nielada odwagą było pełzać dalej i dotknąć tłumoka końcami palców. Macałem bardzo ostrożnie i powoli. To był człowiek, zawinięty w liczne kołdry. Ale gdzie byli, inni? Skoro tu stało tyle koni, musiało być również wielu jeźdźców.
Ponieważ nie mogłem pełzać między skałą a tłumokiem, przeto musiałem zakreślić łuk, dopóki nie