Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

no go, kiedy się podkradłem. Siedział przez chwilę, poczem podniósł się i zbliżył do miejsca, gdzie przyległem. Musiałem szybko umykać, inaczej byłby mnie zauważył. Na szczęście nic nie słyszał. Ale jeśliby nas więcej podeszło, usłyszy niechybnie. Musimy czekać na kolej następnego.
Naraz wtrącił się trzeci Yuma:
— Usłuchajmy rady białej squaw. Odłożymy atak do świtu. Musimy widzieć cel wyraźnie. Jest ich tylko czterech, jeżeli więc będą widoczni, sprzątniemy ich w ciągu jednej chili. Natomiast jeśli teraz napadniemy, ciemności i miganie ogniska łatwo nas mogą zawieść; nie trafimy na pewno, a skoro zaś tylko zranimy, cała nasza wyprawa w łeb weźmie.
— Za bardzo się ich lękacie! — mruczał nasz zdradziecki gospodarz.
— Nie jest to strach, lecz ostrożność. Pomyśl o srebrnej strzelbie Apacza, a następnie o broni Old Shatterhanda, której sprawność dała się już nam we znaki. Nie, uderzymy na nich dopiero ze świtem. Biała squaw pragnie widzieć upadek wrogów; pragnie tak, bardzo, a my możemy jej sprawić przyjemność, ponieważ była squaw naszego wodza.
— Słusznie — rozległ się głos białej squaw, która wydźwignęła się z pod kołder, wstała i podeszła do mówiących. — Pragnę być przy tem. Chcę widzieć, jak te psy, te łotry zginą od waszych kul! Wszak poto porzuciłam wszystko w pueblu i szybko wraz z wami gnałam, aby ich doścignąć. Jeśli mnie usłuchacie,