sowicie was wynagrodzę. Skoro zwolnimy ojca mego męża i zakatrupimy jego nieprzyjaciół, dostaniecie ich skalpy — najbardziej wartościowe skalpy, jakie istnieją. A także ich broń i wszystko, co posiadają. Następnie pojedziemy dalej do Jasnej Skały, do mego męża, który tak was obdaruje, że będziecie posiadali więcej, niż kiedykolwiek w życiu marzyliście! Zgoda?
— Tak, zgoda, tak! — rozbrzmiało dookoła.
— Jak daleko do ogniska owych szubrawców?
— Może jakieś trzysta kroków — rzekł Indjanin, który nas podpatrywał.
— Podkradnę się do nich — muszę ich zobaczyć.
— To niebezpieczny krok.
— Nie dla mnie. Wiem, jak należy skradać się niepostrzeżenie. Nauczył mnie tej sztuki mój mąż, a wasz wódz.
— Ale jeśli Old Shatterhand czuwa, to niewątpliwie cię usłyszy.
— Nie. Wszak i ciebie nie słyszał.
— Pozwól przynajmniej, abym ci towarzyszył.
— Niepotrzebna mi opieka.
— Nie pozwolę ci pójść samej. Gra toczy się nietylko o twoje, lecz także o nasze życie.
— A więc chodź!
Wiedziałem więcej, niż pragnąłem, czem prędzej się więc wycofałem. Ta niespodzianka zakrawała na dziki żart! Judyta wraz z Indjanami ścigała nas, aby
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.