Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

ułatwić. Będzie pani siedziała przy nas, kiedy padną strzały. A zatem, naprzód, do ogniska!
Mówiłem głośno. Winnetou ocknął się i zerwał na równe nogi. Ująłem ją ztyłu za kołnierz bluzki i popchnąłem ku ognisku.
Uff! — zawołał zdumiony Apacz. — Oto jest squaw.
— Ze swoimi Yuma, którzy mieli nas zastrzelić, — wyjaśniłem, przypierając Judytę do ziemi, tak, że usiadła plackiem przy ognisku.
Emery i Vogel obudzili się ze snu. Stary Melton wcale nie spał. Jego przerażone spojrzenie spoczywało na nieszczęsnej „zbawczyni“.
— Któż to jest? — zapytał Englishman, przecierając oczy. — Wszak to znów nasza nadobna Judyta! Czyżby nie mogła się z nami rozstać?
Wyjaśniłem im w krótkich słowach sytuację, przyniosłem zebrany chróst, aby podsycić ogień, i przytaszczyłem nieprzytomnego Yuma.
— Czy nie lepiej będzie zgasić? — zapytał Emery.
— Jeszcze nie teraz — odparłem.
— Ale skoro się zbliżą, będą mogli dobrze celować.
— Nie przyjdą jeszcze. Zastanówmy się, co mamy teraz począć.
— Zwłaszcza z tą niewiastą, z tą dziką krwiożerczą kotką. Należy jej odciąć pazury.
— Co mój brat powie? — zapytałem Apacza.
— Nic. Winnetou istotnie nie wie, co powiedzieć