Urządziliśmy godzinny postój, aby konie mogły się wyspać, poczem chcieliśmy ruszyć, gdy naraz wyłoniła się woddali gromada jeźdźców. Szybko cofnęli się do lasu.
Skoro się zbliżyli, poznaliśmy w nich Indjan. Dosiadali wspaniałych rumaków. Nie mieli ani oszczepów, ani też łuków.
— Wywiadowcy — mniemał Winnetou.
Podzielałem jego zdanie. Wywiadowcy muszą mieć szybkie konie, aby się prędko poruszać. Broń, o której wspomniałem, może tylko zawadzać przy tego rodzaju wyprawach.
— Wywiadowcy? — zapytał Emery. — Można o nich mówić tylko podczas stanu wojennego. Czy słyszeliście, aby któreś z tutejszych plemion wykopało tomahawk wojenny?
— Nie — odparł Winnetou. — Ale tu zbiegają się granice wielu plemion. Spory nigdy nie ustają i łatwo mogą wyniknąć utarczki między sąsiadami.
— Ci trzej nie mają na twarzy żadnej farby — rzekłem. — Dlatego nie widać, z jakiego są plemienia.
— Mój brat niech poczeka, aż się zbliżą. Zdaje się, że są to trzej młodzi i jeden starszy wojownik. Być może, widziałem go już kiedyś.
Nie jechali wprawdzie wprost ku nam, ale zbliżyli się o tyle, żeśmy mogli rozpoznać ich twarze. Rzeczywiście, — młodzi, jeden zaś stary.
— Uff! — zawołał Apacz. — Wszak to mój brat,
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.