Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

miary, ale nie spodziewają się, że wiemy, kiedy mają wyruszyć.
— Szczęśliwa to dla was okoliczność; zaskoczy ich wasze zbrojne pogotowie. Jakie plemię jest silniejsze, wasze, czy ich?
— Liczebnej przewagi żadne z nas nie ma.
— Mam niedzieję, że będę mógł wam się przydać. Czy byłbyś łaskaw wyświadczyć nam wielką przysługę?
— Powiedz, jaką. Wyświadczę, o ile będzie w mojej mocy.
— Moja prośba jest zarazem dowodem przyjaźni i wielkiego zaufania, jakie do ciebie powziąłem. Nie wiemy, co nas oczekuje w najbliższych dniach. Prawdopodobnie nasza roztropność i odwaga zostanie wystawiona na ciężką próbę. Gdybyśmy musieli wlec ze sobą jeńca, nie moglibyśmy ręczyć za powodzenie.
— Chcecie mi go powierzyć? Czy mam go strzec?
— Prosiłbym cię oto.
— Twej prośbie stanie się zadość. Jestem z niej dumny, gdyż dowodzi, że uważasz mnie za swego przyjaciela. Jeniec będzie przy mnie tak samo pewny, jakgdybyś sam go własnym okiem doglądał.
— Dziękuję. A teraz spójrz na młodego człowieka, który siedzi przy mnie. Wódz Apaczów powiedział, że to nie jest wojownik. Młody biały nie przywykł do niebezpieczeństw, które nas zapewne oczekują. Czy