Gałęzie rozsunęły się i wystąpił bardzo długi i suchy mężczyzna. Wisiały na nim łachmany. Głowy nie okrywał. W ręku trzymał maczugę. Gdyby się taki pokazał na naszych gościńcach, zaaresztowanoby go natychmiast, jako włóczęgę z pod ciemnej gwiazdy.
Z gestem naśladującym zdejmowanie kapelusza, skłonił się i zawołał:
— Wielki honor, niezwykły honor, messurs! Przychodzicie na czas. Naprawdę, nie wiedziałem, gdzie was szukać.
— Czy szukał nas pan? — zapytałem zdumiony.
— Dotychczas jeszcze nie, ale miałem właśnie zamiar.
— Nie pojmuję. Czy jest pan sam?
— Yes, master.
— Jak należy pana nazywać?
— Jak wam się podoba. Nazywają mnie rozmaicie. Jeśli pan jest istotnie Old Shatterhandem, a wyglądasz mi na to, to na pewno słyszałeś o Willu Dunkerze,
— Słynny scout jenerala Granta?
— Yes, sir. Nazywają mnie również Długim Dunkerem, lub Długim Willem.
Znów zdjął niewidzialny kapelusz.
— I chciał mnie pan odszukać?
— Yes. Pana, Winnetou i młodego muzyka, nazwiskiem Vogel.
— Zadziwiające! Czy można było coś podobnego
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.