widziałem go po raz pierwszy. Skoczyliśmy na ziemię, wprowadzili do zagajnika rumaki i zatrzymali się przed źródłem, chłodno i jasno bijącem z ziemi. Tu stał wspaniały po indjańsku okiełzany rumak.
— To pański koń, master Dunker? — zapytałem.
— Yes! — odpowiedział. — Właściwie, jeśli pan woli, pożyczyłem go sobie od Silnego Wichru, o ile pan zna tego czerwonego łotra.
— Aha, od wodza Mogollonów. Cóż go pobudziło do pożyczenia panu takiego bieguna?
— On sam nie wie. To była pożyczka wbrew woli; zapomniałem go zapytać o pozwolenie.
— Nie słyszałem nigdy, aby Will Dunker był koniokradem.
— Nie jest nim, sir, istotnie nie jest! Może pan wierzyć. Ale Mogollonowie zabrali mi wszystko i podarli na mnie odzież, kiedy się broniłem. Chcieli mnie schwytać żywcem. Zato zabrałem konia.
— Niezła przygoda, jak sądzę. Musi pan opowiedzieć!
— Chętnie! Ale pożycz mi pan przedtem jakiejś broni, jeśli macie zbyteczną, abym się czuł człowiekiem.
— Masz pan rewolwer.
Wziął go, obejrzał dokładnie, spojrzał na markę i rzekł:
— Wspaniała broń. Słynna fabryka, sir! Teraz mogą nadejść szubrawcy — powitam ich godnie. I
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.