Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

— Podążymy tam niezwłocznie!
— Rozłączono nas wieczorem. Umieszczono mnie w namiocie, strzeżonym przez czerwonego. Podobnie — adwokata. Lady dostała również namiot, ale zdjęto z niej więzy, a nawet pozwolono swobodnie wychodzić z namiotu. Zdaje się, że to jej oczy urzekły wodza. Dziś koło południa zdarzyło się coś, co pana bardzo zainteresuje. Otóż wyciągnięto mnie i adwokata z namiotów, aby przeprowadzić coś w rodzaju śledztwa. Siedzieliśmy obok siebie, a dokoła nas stali najprzedniejsi wojownicy Mogollonów. Naraz przyprowadzono jeźdźca, który chciał rozmawiać z wodzem. Był to biały. Skoro go ujrzał adwokat, podniósł natychmiast krzyk opętańczy.
— Czy wymienił jego nazwisko?
— Tak. Z początku nazywał go Smallem, Smallem Hunterem, a następnie Jonatanem Meltonem.
— Jakie to wrażenie wyrwało na jeźdźca?
— Z początku się przeraził, ale później uradował. Przemawiał długo do wodza — nic nie mogliśmy usłyszeć. Przebył zapewne długą drogę i jechał przez noc całą, gdyż z osłabienia musiał usiąść a wierzchowiec pod nim był cały okryty pianą i kurzem.
— Jak się z nim obszedł wódz?
— Z początku przywitał go posępnie, ale po przemowie wypogodził się i nawet wypalił z nim fajkę pokoju.
— Biada!
— Tak, o biada! Wiem, że jest to jeden z trzech