— Nie odważą się.
— W każdym razie Meltonowie wyślą jednego lub kilku wywiadowców, aby się dowiedzieć, gdzie jesteśmy i co robimy.
— A jeśli nadejdą. Cóż my?
— Odeślemy ich zpowrotem do puebla i każemy się kłaniać Meltonom. W ten sposób uzyskamy pewność, że naszemu towarzyszowi nie wyrządzą nic złego.
— Hm, tak, chciałbym wiedzieć. Biednemu chłopcu grozi niebezpieczeństwo, nad które niema większego.
— Nie tak groźne znowu! Dopóki tu jesteśmy nie powinien tracić otuchy.
— Oho! Pomyśl o spadku.
— No? Dalej.
— Jeśli im wyzna prawdę, natychmiast go zakatrupią.
— Nie będzie chyba tak głupi, aby ją wyznać.
— Czemu nie? Myślę, że na pewno wygada się ze strachu, czy złości.
— Powie — potwierdził Winnetou spokojnie. — Wyzna prawdę i dlatego właśnie Winnetou usiadł na tem miejscu.
Teraz przytrafiło mi się coś niezwykłego — nie zrozumiałem intencyj Winnetou. Widząc, że obrzucam pytającem spojrzeniem, rzekł:
— Czy mój brat Szarlieh wierzy, że się Meltonowie nas lękają?
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.